22.1.12

M,
daruję sobie tłumaczenie się. Myślę, że kto jak kto, ale akurat Ty doskonale powinieneś rozumieć swoistą (rebus: kto nadużywał tego słowa?) niemożność skupienia swojej energii na danej czynności, bądź po prostu zwykłe ludzkie zapominalstwo. Zapominalstwo niekoniecznie trwałe, lecz takie, które odchodzi w najmniej oczekiwanych momentach. Słowem: przypominam sobie o łowcach, kiedy jestem pod prysznicem, jadę tramwajem bądź kończę frazę jakiejś kosmicznej arii podczas lekcji śpiewu.
Czyli jednak się wytłumaczyłam. Cholera.
Nie jestem pewna, czy tekst ten będzie niósł ze sobą jakiekolwiek przemyślenia i idące za nimi przesłanie, ale nic to. Piszę dalej.
Kupiłam bilet do Gdańska. Dobrze by było, gdyby Twoje dwa warunki zostały spełnione, bo nie ukrywam, że chciałoby się pójść na spacer w Szczecinie.
Opowiadałam wczoraj o Tobie mojej Babci. Że nie zdziwiłabym się, gdybyś zadzwonił do mnie któregoś dnia i powiedział, że własnie wylądowałeś w Tokio i pijesz kawę w lotniskowej kawiarni. Muszę przyznać, że trochę Ci tego zazdroszczę. Bycia wilkiem stepowym, czy (tu odniesienie do mojego ulubionego serialu - ach, jak kiepsko) takim alley cat. Chodzisz swoimi drogami, ale zawsze spadasz na cztery łapy. O Ciebie nie trzeba się martwić.
Pamiętasz jak się pokłóciliśmy i zamilkliśmy na długi czas po kartkówce z matematyki?
Uśmiechnięta pozdrawiam
O

11.1.12

Najdroższa O,

musisz wybaczyć mi odłożony w czasie odzew - wszelkie bodźce, w tym szturchnięcia, docierają do mnie ostatnio z "lekkim" opóźnieniem. Źdźbło odklejony. Nadchodzi pora na wymianę spoiwa, ale nie o tym teraz. Wiele czasu umknęło od momentu ostatniego listu -ale czy tak na prawdę cośkolwiek się zmieniło? Minęły już prawie trzy lata, a mam wrażenie, że zatoczyliśmy koło. Ja, nadal pogrążony w tej nieubłaganej stagnacji, wciąż w tym samym miejscu - mimo wielu prób i szarpaniny, by coś z tego bycia wyrwać, złapać kurczowo i budować na tym dalsze dzieje (...)

- Pierdolisz, synek - rzucił niedbale stary cieć stojący pod naszą "klatówą". Męczy swojego popularnego do granic możliwość. Chciałem protestować, powiedzieć coś co uspokoiłoby moją głowę przed spotkaniem z kolejną dawką tego suchego racjonalizmu.
- Zamiast tyle myśleć i mendzić dałbyś staremu jakiegoś szluga.. co tam chowasz w kielni? Malbolaski? - wycedził przez pożółkłe zęby.
- A może byś do roboty się wziął, stary skurwielu? Czynsz płacę, a w klatce dalej ciemno - tak czy inaczej mam do niego słabość, podaję mu papierosa.
- Ty się za dużo zastanawiasz, synek. Boisz się czegoś? W życiu każdego człowieka najgorszy jest strach. Ty się, synek niczego nie bój. Tylko tak dowiesz się jak to na prawdę smakuje - wpada w ten swój mentorski ton. Kompleks mniejszości...
- Znowu duma, filozof. Popatrz, synek - bozia myślą piękny świat stworzyła, ty myśląc możesz się najwyżej wysrać - rzuca tymi swoimi prawdami na lewo i prawo. Brakuje tylko żeby dziad podniósł prawicę, wystawił wskazujący palec... przyodzieję go w szkarłat, w drugą rękę włożę grubą księgę - może zbawiać ludzkość.
- Idź, rób! Działaj, nie myśl! Słowem - nakurwiaj, synek! - pobłogosławił mnie na drogę, wykańczając zdobycznego szluga. No to idę.

(...) no właśnie. Za dużo czasu upłynęło mi na wyobrażaniu sobie tego co będę robił, myśleniu o tym niż faktycznym działaniu. Ponoć świadomość problemu jest pierwszym krokiem do jego rozwiązania.

Nie wiem, czy to co wyżej napisałem ma jakiś głębszy sens. Potraktujmy to jako rozgrzewkę - trzeba nadać łowcom lepszy kształt.

M.

5.1.12

Drogi M,

chyba muszę lekko szturchnąć upominając się o drobną obietnicę i uśmiechnąć, bo czasem mi się już zdarza.

O.