14.6.09

świetlik*

*nad Sz. nadciągały z wolna brunatne chmury. Porywisty wiatr zwiastował nieuchronnie, od dobrych paru godzin, zbliżającą się nawałnicę - typowe dla tego portowego miasta zjawisko meteorologiczne. Do otulonej lekko niebieskawym szalem tytoniowego dymu knajpy (niezdecydowanym krokiem) wszedł młody mężczyzna. Na ulicy nie zwróciłabyś na niego w ogóle uwagi - pozornie niczym nie wyróżniający się chłopak, ciemne, lekko zmierzwione włosy, drobny zarost. Nie wiem dlaczego, ale od chwili, gdy przekroczył próg pub'u nie mogłem odwrócić od niego wzroku. Podkreślam, niczym szczególnym się nie wyróżniał. Obserwowałem go kątem oka, blisko pół godziny, gdy nagle dotarło do mnie, że człowiek ten nie wykonał w tym czasie żadnego ruchu. Stanąwszy nieco na uboczu, z nieruchomym wzrokiem spoglądał, trochę nieobecny, na wyraźnie zaznaczoną na blacie stolika fakturę drewna. Widzisz go? - usłyszałem z drugiej strony baru. Świetlik. Ciekawe, po jakim czasie się przemieści. Obstawiamy? - dodał jeden ze stałych bywalców tej wysoce dystyngowanej meliny.

Jeszcze pięć lat temu Świetlik był zupełnie innym człowiekiem, nie dałabyś wiary, gdyby ktoś powiedział Ci, że tak skończy. Wesoły, pełen optymizmu dwudziestolatek. Typowy ekstrawertyk. W środowisku, w którym się obracał, zawsze uchodził za duszę towarzystwa, człowieka, który niczym się zbytnio nie przejmuje, a cieszy się tym co przyniesie mu kolejny dzień. Niektórzy mogliby nawet uznać, że Świetlik był trochę takim hipisem swojej epoki, człowiekiem, w którym, jakimś cudem, zachowały się ideały wyznawane przez młode pokolenia lat siedemdziesiątych. Miłość, kwiatki, śpiew - podlane odrobiną taniego wina. Na pewno nie sądziłaś, że to tak dobry nawóz, prawda? Serce rośnie.
Mijały miesiące, pory roku praktycznie zatoczyły już swój krąg. Świetlik nadal był pełen energii. Entuzjazm, empatia, eksploatywny tryb życia...embrion, embargo - em, em, em. Zabijcie mnie, ale naprawdę, naprawdę nikt nie zauważył tych drobnych dziurek przy jego stawach łokciowych. Przecież każdemu zdarzają się jakieś nieciągłości, prawda? A te sińce pod oczami to od tej miłości. W końcu człowiek, który jest w stanie wyrzucać z siebie takie ilości szczęścia, pozytywnych emocji i Bóg raczy wiedzieć czego jeszcze, ma prawo wyglądać na odrobinę zmęczonego.

Któregoś pięknego dnia świetlik trochę przesadził. Zapomniał chyba, że przed pięcioma minutami zrobił już sobie jedną malutką dziurkę i dodawanie drugiej jest raczej głupim pomysłem. Doznania były nieziemskie. Tylko gdyby nie te zasrane, niebiesko-czerwone światła, które zaznaczały naprzemiennie elipsy i okręgi gdzieś pod sufitem. Biali ludzie w zielonych kubrakach też byli trochę wkurwiający, ale to nic, bo w tych maskach przypominali trochę kosmitów. Szmaragdowi aeronauci, na całe szczęście, w końcu zdecydowali się uwolnić naszego bohatera. Od tamtej pory Świetlik zwiedza inne wymiary, krąży po orbitach odległych układów, eksploruje nieznane. Nikt z nas nie domyślał się, że znajdują się one tak blisko, na wyciągnięcie ręki.

Knajpa została zamknięta około godziny szóstej nad ranem. Nad powierzchnią Odry unosiła się, swoim zwyczajem, mleczna powłoka ( zawsze zastanawiałem się, jakby to było wysypać na nią paczkę chrupiących kornflejksów). Niewiele brakowało, a Świetlik zostałby w środku. Na szczęście ktoś pomyślał o tym, że dogłębne studiowanie faktury cegieł pokrywających ściany (i sufity) lokalu, może być czasochłonne. Gdy podszedłem do niego i powiedziałem "chodź stary, już zamykamy" popatrzył na mnie swoim przerażonym wzrokiem i z wielkim wysiłkiem wyartykułował - jeszcze chwilkę. Pękło mi serce.

*too much love may cause severe damage to your brain, use with care.



Moja O, w życiu najważniejsza jest pokora i spora dawka refleksji. Myślę, że powinnaś na chwilę się zatrzymać, wyłączyć telefon, pobyć ze sobą samą. Bez bodźców zewnętrznych, bez dobrych rad. Twoje serce powie Ci co masz robić.

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz